Mocne pożegnanie z KTM.

II runda Mistrzostw Polski w rajdach Baja Borne Sulinowo, miał być moim pożegnaniem z KTM.
Założenie miałem proste dać z siebie wszystko i pojechać „po bandzie”, nie odpuszczając nawet przez moment.
Po piątkowym prologu zajmowałem 3 pozycję. Byłem zadowolony i zmotywowany.
W sobotę do drugiego etapu wystartowałem skupiony i skoncentrowany aby jechać na pełnym gazie nie popełniając błędów.
Pierwsze 30km poszło jak po sznurku w bardzo dobrym tempie, na 32 km popełniłem błąd nawigacyjny i po stracie kilku minut wróciłem na trasę.
Priorytet był jeden, nie zgubić żadnego waypointa i trzymać pełen gaz.
Wyjechałem za zawodnikami z promo i musiałem dużo wyprzedzać, kurz nie ułatwiał sprawy, ale kilometry uciekały w dobrym tempie.
Chciałem nadrobić stracone minuty.
Niestety na 1km przed metą przy ostrym dohamowaniu zgasł mi silnik.
Jeszcze na zblokowanym kole i w pełnej prędkości odpaliłem silnik i strzeliłem z klamy sprzęgła… po czym pamiętam tylko jedną myśl „o k… będzie grubo”.
Przed sobą miałem krzaki i drzewa, zatrzymałem się na jednym z nich. Można powiedzieć przyroda wygrała 🙂
Na szczęcie dla mnie, to mój KTM przyjął największy cios na siebie. Wpadłem do rowu i motocykl zblokował się w zaroślach.
Po dłuższej walce wydobyłem motocykl, ale niestety nie było mowy o dalszej jeździe.
Uderzyłem tarczą hamulcową o drzewo, które zdewastowało ją kompletnie.
Próbowałem ją wyprostować ale bezskutecznie. Przy sobie mam zawsze klucze 8,10 , multitool i parę trytek.
Odkręciłem zacisk, a z mocowania z trytek podwiesiłem go przy motocyklu. Ostatni kilometr „doturlałem” się do mety.
Musiałem wyglądać kiepsko, bo sędziowie od razu ściągnęli mnie z motocykla i poprosili o to żebym siadł i sprawdzali czy wszystko ze mną ok.
Po paru minutach jak adrenalina spadła, sam zacząłem robić check listę sprawdzając czy nie mam złamań i obrażeń.
Na szczęście zakończyło się na silnikach i potłuczonym barku (to niestety ten sam, którego leczę od grudnia).
Musiałem spędzić kolejne kilkadziesiąt minut na odkręceniu tarczy od piasty tak abym mógł dojechać na serwis.
Niestety wiedziałem , że nie mam zapasowego koła, ani tarczy, co oznaczało konieczność wycofania się z rywalizacji.
To moje pierwsze zawody Baja, w których nie dojechałem do mety. Taki jest sport. Nie zawsze wszystko wychodzi.
Teraz jestem jeszcze bardziej zmotywowany do treningów i działania.
Straty na motocyklu nie są takie straszne, bark wyleczę i wrócę silniejszy, dlaczego? … Bo kocham się ścigać 🙂

Stay tuned
Niedźwiedź